"Tragedie zdarzają się wszędzie. Możemy doszukiwać się przyczyn, winić innych, wyobrażać sobie jak odmienne byłoby bez nich nasze życie. Ale wszystko to nie ma znaczenia, zdarzyły się i koniec. Musimy zapomnieć o strachu, jaki wywołały, i rozpocząć odbudowę."
- Paulo Coelho - Piąta góra
- Paulo Coelho - Piąta góra
*
I ja próbowałam, lecz moja psychika była zbyt słaba, by unieść ciężar, jaki spadł na mnie z dnia na dzień.
Otarłam się o śmierć.
Otarłam się o śmierć.
Zdumiewające, jak łatwo pozbawić życia nic nieznaczącego człowieka. Swą prostotą przypomina mi to nieco zdmuchnięcie świecy. Jej blask gaśnie w oka mgnieniu, za sprawą jednego, głębszego tchnienia.
Komiczne, jak krucha bywa nasza egzystencja... żałosna.
Gwałtownie się przebudziłam. Drogie wspomnienia, pozwólcie odpocząć - jęknęłam cicho w myślach. Podniosłam się i przysiadłam na brzegu łóżka, wierzchem dłoni ocierając kilka kropli potu, spływających swobodnie wzdłuż mojej skroni, po czym wstałam i chwiejnym krokiem ruszyłam w stronę łazienki. Spojrzałam w lustro, wiszące na drzwiach szafki, tuż nad zlewem. Wokół mnie panowała idealna ciemność i cisza. Sięgnęłam dłonią ku drewnianym drzwiczkom, w poszukiwaniu klucza do krainy Morfeusza. Był tam. Wyciągnęłam małe pudełeczko i wyswobodziłam z niego dwie, drobne tabletki nasenne, wiedziałam bowiem, że bez nich nie zaznam spokoju i tej nocy. Zamknęłam szafkę i już chciałam opuścić owe pomieszczenie, gdy poczułam dziwny, nieprzyjemny chłód. Moje ciało mimowolnie zadrżało, a ja, niby to machinalnie, zerknęłam ponownie w stronę lustra. W odbiciu ujrzałam postać, stała tuż za mną. Rozpoznałam go, gdy jego oddech otulił moją szyję... to on. Uniósł wzrok, szepcząc.
- Uważaj na siebie... Sottile.
Poderwałam się gwałtownie, omal nie spadając z łóżka. Świat przez moment wirował mi przed oczyma nim zorientowałam się, że już świta.
Gdy udało mi się uspokoić oddech, wsunęłam rękę pod poduszkę, wyciągając stamtąd ową kominiarkę, której go pozbawiłam. Ułożyłam ją ostrożnie na kolanach i przyglądałam się jej przez dłuższą chwilę, jak to zwykłam robić co rano.
Minął dokładnie miesiąc od wydarzenia, które miało miejsce w sklepie, a ja nikomu nie wspomniałam o tym, co w gruncie rzeczy było moim przekleństwem. Ci dwaj przestępcy mogli w każdej chwili znaleźć mnie i zabić, zdemaskowałam bowiem jednego z nich... Byłam niewygodnym świadkiem.
Od tamtego czasu ani razu nie opuściłam rodzinnego domu. Jednak wraz z upływem kolejnych dni moje obawy co do jego powrotu wciąż malały, aż pewnego dnia, można by rzec, zniknęły zupełnie. Policji nie udało się ode mnie nic wyciągnąć, poniekąd dlatego, że byłam w zbyt ciężkim szoku.
Mimo wszystko, wciąż nie czułam się bezpieczna. Nie mogłam. I jawa i sny nie dawały chwili wytchnienia.
- Darcy? - słysząc ciche pukanie wepchnęłam kominiarkę z powrotem, głęboko pod poduszkę. Drzwi do mojego pokoju uchyliły się, posępnie skrzypiąc. Ujrzałam swoją matkę, promieniejącą, jak zwykle. Mimo to, szybko dostrzegłam nutkę zatroskania w jej oczach. - Ktoś bardzo chciałby z tobą porozmawiać...
Byłam zdumiona, ponieważ odkąd pamiętam nigdy nikt mnie nie odwiedzał, żadna z koleżanek. Na co dzień należałam raczej do cichych osób, nie lubiłam tłumów ani nie często zawierałam nowe znajomości. I nikt nie zwracał na mnie szczególnej uwagi.
Nim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, matka uchyliła szczerzej drzwi. Tuż za nią stała stosunkowo niska, drobna brunetka, o śniadej cerze i delikatnych rysach twarzy. Na mój widok uśmiechnęła się pokrzepiająco. Jej strój nie zdradzał zbyt wiele o jej osobie, wyglądała zupełnie zwyczajnie... zbyt zwyczajnie. Nie miałam pojęcia, czego mogłam się w tamtej chwili spodziewać.
- To jest Angelina. Angelina jest psychologiem i... - mama spojrzała na mnie znacząco, zbędnym było pozwolić jej skończyć.
- Och, oczywiście - uśmiechnęłam się niemrawo, robiąc trochę miejsca na łóżku, by Angie mogła spokojnie spocząć.
- Czy mogłaby pani zostawić nas same? - moja matka natychmiast odeszła.
Jej głos był... nadto spokojny, wręcz melancholijny. Mimo to denerwowałam się, nie potrafiłam od tak otworzyć się przed obcym człowiekiem, a dobrze wiedziałam, że właśnie tego będzie ode mnie wymagała.
Nim się obejrzałam, usiadła tuż obok mnie.
- Darcy... wiem, że jest ci ciężko otrząsnąć się po tym wszystkim, mimo upływu czasu, możesz czuć się zagubiona, niespokojna, oraz miewać...
- Koszmary - jęknęłam, spoglądając na nią kątem oka.
- To zupełnie normalne. Nie możesz tłumić tych wszystkich emocji w sobie. Nie wymagam od ciebie, byś od razu zwierzyła mi się ze wszystkiego. Rozmawiałam już z twoimi rodzicami, wspominali mi, że jesteś wyjątkowo wrażliwa i skryta. Jednak jeśli potrzebowałabyś komukolwiek o czymkolwiek powiedzieć... - ostrożnie dotknęła mojego ramienia. Ów dotyk był tak subtelny, że ledwie udało mi się go odczuć.
Mimo, że atmosfera między nami nieco się rozluźniła, nie potrafiłam od tak zabrać głosu i dać upust wszystkim emocjom. Między nami nastała dłuższa chwila ciszy, przesiąknięta resztką naszego skrępowania. Co chwilę to rozwierałam, to na powrót zaciskałam wargi, nie mogąc wydusić z siebie choćby pojedynczego dźwięku. Kontakty międzyludzkie od zawsze sprawiały mi wiele trudności.
- Rozumiem. - podniosła się, po czym sięgnęła do jednej z kieszeni w swojej torebce. - Jednak jeśli miałabyś taką potrzebę, zapraszam cię do mojego gabinetu - wręczyła mi jakiś świstek i odeszła. Była to jej wizytówka, tak sądzę. Był na niej jakiś adres oraz numer telefonu. Położyłam ją na szafce nocnej, tuż obok lampki i westchnęłam pod nosem, w myślach przeklinając swoją idiotyczną nieśmiałość. Kobieta była bezstronna i jako jedyna próbowała ze mną po prostu porozmawiać. Mogłam wyrzucić z siebie wszystko, co do tej pory nie pozwalało mi zaznać choć odrobiny spokoju...
Po południu postanowiłam spędzić trochę czasu z ojcem. Pragnęłam móc znów żyć normalnie, tak po prostu, z dnia na dzień.
Zaproponowałam pracę w ogrodzie. Miałam nadzieję, że spędzając czas czynnie nie będę miała kiedy zaśmiecać sobie umysłu wspomnieniami. Oboje zabraliśmy się za przycinanie różanych krzewów, gdy ojciec podjął próbę nawiązania rozmowy.
- Pamiętasz... razem sadziliśmy tamte drzewa - wskazał dłonią na dwie, średnie jabłonki. - Gdy miałaś dwa, może trzy lata... Wtedy były to jedynie sadzonki, a teraz? Spójrz, jak podrosły! Zupełnie jak ty. Sam nie wiem, kiedy to się stało? - zachichotał, drapiąc się po głowie. W odpowiedzi uśmiechnęłam się półgębkiem.
Wciąż obwiniał się o to, co miało miejsce miesiąc temu. Nie mogłam znieść jego smutnych oczu, dlatego ostatnimi czasy coraz częściej zamykałam się w swoim pokoju. Na co dzień mijamy się bez słowa. Najgorsze jest to, że to nie ja go zawiodłam, to on sam zawiódł siebie. Tak przynajmniej twierdził. Tkwił w przekonaniu, że gdyby nie wypuścił mnie z domu o tak późnej porze, nic by się nie stało... Ale do jasnej anielki, mam siedemnaście lat! To ja powinnam brać odpowiedzialność za własne czyny i ponosić ich konsekwencje, nie on...
- Wiesz tato... - odłożyłam sekator na bok, po czym oparłam się o drewniany płotek, po którym wiły się młode pędy róż. - To co się stało było dla mnie przestrogą. Proszę... zapomnij o tym i pozwól cieszyć mi się tym, że nic mi nie jest, że... cudem przeżyłam - zagryzłam spierzchłe wargi.
- A gdyby nie cud? Nigdy więcej nie zobaczyłbym mojej córeczki, mojej Darcy - w jego oczach rozbłysły łzy. Bez wahania wtuliłam się w niego, niemal od razu. Dawno nie czułam się równie bezpieczna, kochana. Łkał cicho, a ja wraz z nim, poruszona ogromem miłości, jakim mnie darzył.
Zawsze wiedziałam, że moi rodzice mnie kochali, ale wiedziałam to tak po prostu... nigdy wcześniej nie czułam tego równie mocno. Nigdy wcześniej tego nie potrzebowałam, przynajmniej nie tak, jak w tamtej chwili.
- Kocham cię córeczko, nigdy więcej nie pozwolę nikomu cię skrzywdzić - ucałował czubek mojej głowy i otulił szczelnie ramionami, jakby rzeczywiście próbował uchronić mnie przed całym złem tego świata.
- Darcy! - nagle ujrzałam swoją matkę, wyłaniającą się zza drzwi balkonowych, prowadzących na taras - w ręku trzymała pewną rzecz, znajomą... wymachiwała nią zawzięcie. Była wściekła. Zbliżyła się do nas. - Darcy! Co... co to jest!? - wyciągnęła ku mnie dłoń, w której spoczywała kominiarka, którą ukryłam... byłam przerażona. - Co to ma znaczyć!?
- Przeszukiwałaś moje rzeczy!? - nie umiałam jej tego wyjaśnić, więc postanowiłam grać zbuntowaną nastolatkę.
- Zmieniałam pościel w twoim pokoju, a pod poduszką znalazłam to! Wyjaśnisz mi to!? - cała się trzęsła. Nawet ojciec odsunął się ode mnie i stanął tuż obok niej. - Znałaś ich? A może masz z nimi coś wspólnego? Dlatego odmówiłaś zeznań! - złapała się za głowę. Oboje przeszywali mnie wzrokiem, jak przestępce... znów poczułam się samotna.
- Nic nie rozumiesz, przepraszam - wyrwałam jej kominiarkę z ręki i pobiegłam w stronę furtki, prowadzącej na ulicę, tuż za domem. Chciałam po prostu uciec, jak najdalej.
Co mogłabym im powiedzieć? Ponad wszystko pragnęłam ich chronić, a zeznawać przeciwko przestępcom to jak samobójstwo... Miałam mętlik w głowie.
Długo jeszcze wśród szumu drzew nasłuchiwałam ich nawoływań. Wiedziałam, że będą się martwić, ale jak nigdy wcześniej, miałam ochotę na rozmowę z kimś zupełnie obcym. Na ucieczkę od tego, co mnie w tamtej chwili otaczało.
Oczyma wyobraźni usilnie próbowałam wrócić do sceny, w której obracam wizytówkę Angeliny w dłoniach. Starałam się odtworzyć adres, na niej widniejący. I udało mi się to, po wielu próbach, zapewne ze względu na to, że ową ulicę znałam.
Przemierzałam kolejne alejki, wśród smukłych drzew, gdy niebo spowiły gęste, ciemne chmury, z których powoli zaczęły sączyć się pojedyncze krople wczesnojesiennego deszczu. Naciągnęłam na głowę kaptur i przyśpieszyłam kroku, oczyma błądząc między kolejnymi, sklepowymi witrynami. Jedna z nich wyjątkowo przykuła moją uwagę. Zatrzymałam się więc przy szybie, niczym zaczarowana, wodząc wzrokiem po kolejnych linijkach tekstu jednego z ogłoszeń w lokalnej gazecie - zaginęła jakaś nastolatka. Była niezwykle urodziwa, znałam ją. Uczęszczałyśmy do jednego liceum. Pamiętam ją dobrze, wobec mnie zawsze była miła i życzliwa, choć nie znała mnie, jednak w ostatnich miesiącach zachowywała się dość... dziwnie. Wciąż trzęsły się jej dłonie, stała się wyjątkowo nerwowa...
Westchnęłam i już miałam odejść, gdy zauważyłam dość intrygujący artykuł, tuż pod ogłoszeniem o zaginięciu. Nosił tytuł Zaginiony.
Nim się obejrzałam rozbłysły pierwsze uliczne latarnie, a świat powoli spowijał mrok. Przystanęłam przy jednym ze słupów informacyjnych, by złapać oddech. Tuż obok dwóch policjantów prowadziło między sobą dość burzliwą konwersację.
- Daj już z tym spokój! Jesteś nowy, rozumiem, że się przejąłeś, jednak powinieneś spasować. Wszyscy mamy po dziurki w nosie tych twoich urojeń.
- Allen, nic nie rozumiesz... ten chłopak, który napada na sklepy... spójrz na niego! Wygląda jak młody Borrison, przyznaj! - kątem oka obserwowałam ich. Jeden chwycił jakąś kartkę i podekscytowany, wymachiwał nią tuż przed jego nosem.
- No, przyznaję i co? Chcesz wszystkim wmówić, że Thomas wstał z grobu?
- Nie! Ale... przecież... ten jego syn. Nikt nie odnalazł ciała, więc może mały wydostał się z budynku i panoszy się po mieście?
- Przez piętnaście lat? Bug, daj już z tym spokój i wsiadaj do radiowozu - usłyszałam szelest papieru. Mężczyzna wyrzucił świstek do pobliskiego kosza.
Drzwi trzasnęły dwukrotnie i po chwili samochód zniknął za zakrętem.
Gdy upewniłam się, że wokół mnie nie ma żywej duszy, podeszłam wolnym krokiem do śmietnika i wsunęłam rękę do jego wnętrza. Było to dość obrzydliwe, jednak ów sprawa wydawała mi się dziwnie interesująca...
Dłonią wymacałam pomięty papier i natychmiast go wyciągnęłam. Odwinęłam go ostrożnie i przyjrzałam się portretowi pamięciowemu, który na nim widniał... Moje serce na moment zaprzestało bicia.
To on, rozmawiali o nim - jęknął umysł.
W oczy rzucił mi się napis, tuż nad rysunkiem - Poszukiwany! Był... młody. Bardzo młody. Cóż, jedno wiedziałam na pewno. Mimo, że dotąd jego rysy twarzy nie łatwo było mi odtworzyć w pamięci... ten wzrok poznałabym wszędzie. Żaden inny nie był równie dziki, tajemniczy...
Nagle usłyszałam jakiś szelest, tuż za mną. Poczułam na sobie czyjeś spojrzenie. Odwróciłam się gwałtownie, jednak nikogo nie udało mi się dostrzec... Prędko zgniotłam ów świstek i wyrzuciłam go do kosza, po czym odeszłam stamtąd pośpiesznie.
Do gabinetu dotarłam w oka mgnieniu, lecz gdy weszłam do środka, zauważyłam, że w poczekalni zebrał się dość spory tłum. Cóż, powinnam spodziewać się takich rewelacji. Nie tylko ja potrzebowałam, by ktoś poświęcił mi odrobinę uwagi.
Nieco zrezygnowana, przysiadłam na plastikowym, składanym krześle, gdzieś w rogu i oparłam się wygodnie, po czym obmacałam kieszenie swoich spodni oraz bluzy w poszukiwaniu przedmiotów, którymi mogłabym zająć dłonie i umysł, w oczekiwaniu na swoją kolej.
- Cześć - niespodziewanie obok mnie znalazła się nieznajoma dziewczyna. Omiotłam ją wzrokiem i stwierdziłam, że mogła by być moją rówieśniczką. Miała jasne blond włosy, związane w dwa dobierane warkocze, po obu stronach głowy, co nieco ją odmłodziło. Jej cera była wyjątkowo blada, wręcz alabastrowa. Nie wyglądała na dziewczynę stroniącą od używek. Uśmiechała się życzliwie, przypatrując mi się uważnie, swymi wielkimi, zielonymi oczyma.
- Cześć.
- Chyba jesteś tu pierwszy raz, co? Nie widziałam cię tu nigdy wcześniej - zagryzłam dolną wargę.
- Tak, pierwszy raz - schyliłam nieco głowę, by ukryć twarz za kurtyną ciemnych loków.
- Daj spokój, każdy z nas w pewnym momencie może nie dać sobie z czymś rady. Nie wstydź się uczuć, bo to tak, jakbyś wstydziła się bycia prawdziwym - w pewnym momencie złapała mnie za dłoń. Uśmiechnęłam się półgębkiem.
- Dziękuję - udało mi się wykrztusić.
- Daj spokój! - zaśmiała się, po czym wysunęła ku mnie drugą dłoń. - Jestem Amy, a ty? - uścisnęłam ją.
- Darcy... - szepnęłam nieśmiało. Zbliżyła ku mnie swoją twarz.
- Wiem, dlaczego tu jesteś - nasze spojrzenia natychmiast się spotkały. - Widziałam cię w gazecie - rzekła, nim zdążyłam cokolwiek powiedzieć.
- W jakiej gazecie? - jęknęłam.
- No... w lokalnej! Byłaś świadkiem napadu na ten mały sklepik... czytałam o tym. Wiesz, rzadko kiedy ktoś uchodzi z tego z życiem. Kto wie jacy psychole się tu panoszą - rozejrzała się po pomieszczeniu. - Pisali, że odmówiłaś zeznań. Co tam się stało? Kim oni byli? - uniosła nieco głos, a ludzie wokół nas natychmiast zwrócili ku nam zaintrygowany wzrok.
- Nie chcę o tym rozmawiać - mruknęłam cicho, zasępiając się.
Wydawała się taka cudowna, ale najwyraźniej i ona mało wiedziała o świecie.
- Och, proszę! Mieszkam na ulicy, znałam takich, jak oni... gdybym tylko mogła, przetrąciłabym każdego z nich, po kolei... powiedz mi, jak się nazywali? - w jej źrenicach rozbłysły iskry.
- Jeden z nich... - zbliżyłam usta do jej ucha, jednocześnie łypiąc oczyma to na jednego, z obecnych, to na drugiego. - Nazywał się Deathly.
Zamarła.
- C...co - natychmiast zadrżała.
- Panna Woodland... zapraszam! Proszę, wejdź - nagle z gabinetu wyłoniła się Angelina, zobaczywszy mnie, uśmiechnęła się i natychmiast zaciągnęła do siebie. Zostawiłam Amy samą, przerażoną. Jej nastrój mnie również się udzielił. Bardzo chciałam nie wiedzieć, dlaczego tak zareagowała.
- Usiądź.
Posłusznie wykonałam jej polecenie, zajmując miejsce tuż przy biurku, ona natomiast spoczęła naprzeciw. Byłam nieco poddenerwowana, splotłam więc dłonie i ułożyłam je na kolanach.
- Przyszłaś, by porozmawiać, prawda? - chwyciła notes oraz długopis.
- Tak... tak, chociaż... nie. Potrzebuję rady, od pani - przełknęłam ślinę, po czym kontynuowałam, odgarniając drżącą dłonią niesforny kosmyk, za ucho. - Czy poświęciłaby pani bezpieczeństwo swoich bliskich dla bezpieczeństwa innych, obcych dla pani ludzi? - uniosłam, dotąd spuszczony, wzrok. Wpatrywała się we mnie, nieco oniemiała.
- Wiesz... ja... - zastygła w bezruchu.
Przez dłuższą chwilę przypatrywałam się krajobrazowi tuż za oknem, zupełnie ignorując to, co działo się wokół mnie. Mimo ciemności, wśród kilku drzew dostrzegłam postać, obserwującą mnie. W pewnej chwili zniknęła...
Podniosłam się.
- Przepraszam, nie powinnam w to pani mieszać. Nie powinnam tu w ogóle przychodzić - szybkim krokiem opuściłam najpierw gabinet, później poczekalnię. Nie potrafiłam poradzić sobie z narastającym stresem. Czułam, jak narzucona przez nich pętla wciąż zaciska się na mojej krtani.
- Darcy! - odwróciłam się, dostrzegłam ją z oddali, Amy... Jednak jedynie przyśpieszyłam, naciągając kaptur na głowę. Co chwilę słyszałam tylko pluski, wadząc o kolejne kałuże. - Darc... - nagle jej nawoływania ustały. Zatrzymałam się, tuż przy jakimś cichym zaułku, spoglądając za siebie. Zniknęła. Jakby rozpłynęła się w powietrzu...
Po mojej skórze przeszedł dreszcz. Powiało grozą.
Już miałam odejść, gdy nagle nastąpiła nieodparta, nieograniczona ciemność. Z moich ust wydobył się pisk. Ktoś narzucił worek na moją głowę, obezwładnił mnie zupełnie. Zaczęłam się wyrywać, wierzgać nogami, nie panowałam nad własnym ciałem. Nagle uniosłam się w powietrze i zostałam wrzucona do tajemniczego, małego pomieszczenia. Stalowe ścianki otoczyły mnie z każdej strony. Moje krzyki i nawoływania cichły wśród tych ścian.
Byłam w bagażniku.
Samotna.
Bezbronna.
Byłam w niebezpieczeństwie.
Komiczne, jak krucha bywa nasza egzystencja... żałosna.
Gwałtownie się przebudziłam. Drogie wspomnienia, pozwólcie odpocząć - jęknęłam cicho w myślach. Podniosłam się i przysiadłam na brzegu łóżka, wierzchem dłoni ocierając kilka kropli potu, spływających swobodnie wzdłuż mojej skroni, po czym wstałam i chwiejnym krokiem ruszyłam w stronę łazienki. Spojrzałam w lustro, wiszące na drzwiach szafki, tuż nad zlewem. Wokół mnie panowała idealna ciemność i cisza. Sięgnęłam dłonią ku drewnianym drzwiczkom, w poszukiwaniu klucza do krainy Morfeusza. Był tam. Wyciągnęłam małe pudełeczko i wyswobodziłam z niego dwie, drobne tabletki nasenne, wiedziałam bowiem, że bez nich nie zaznam spokoju i tej nocy. Zamknęłam szafkę i już chciałam opuścić owe pomieszczenie, gdy poczułam dziwny, nieprzyjemny chłód. Moje ciało mimowolnie zadrżało, a ja, niby to machinalnie, zerknęłam ponownie w stronę lustra. W odbiciu ujrzałam postać, stała tuż za mną. Rozpoznałam go, gdy jego oddech otulił moją szyję... to on. Uniósł wzrok, szepcząc.
- Uważaj na siebie... Sottile.
Poderwałam się gwałtownie, omal nie spadając z łóżka. Świat przez moment wirował mi przed oczyma nim zorientowałam się, że już świta.
Gdy udało mi się uspokoić oddech, wsunęłam rękę pod poduszkę, wyciągając stamtąd ową kominiarkę, której go pozbawiłam. Ułożyłam ją ostrożnie na kolanach i przyglądałam się jej przez dłuższą chwilę, jak to zwykłam robić co rano.
Minął dokładnie miesiąc od wydarzenia, które miało miejsce w sklepie, a ja nikomu nie wspomniałam o tym, co w gruncie rzeczy było moim przekleństwem. Ci dwaj przestępcy mogli w każdej chwili znaleźć mnie i zabić, zdemaskowałam bowiem jednego z nich... Byłam niewygodnym świadkiem.
Od tamtego czasu ani razu nie opuściłam rodzinnego domu. Jednak wraz z upływem kolejnych dni moje obawy co do jego powrotu wciąż malały, aż pewnego dnia, można by rzec, zniknęły zupełnie. Policji nie udało się ode mnie nic wyciągnąć, poniekąd dlatego, że byłam w zbyt ciężkim szoku.
Mimo wszystko, wciąż nie czułam się bezpieczna. Nie mogłam. I jawa i sny nie dawały chwili wytchnienia.
- Darcy? - słysząc ciche pukanie wepchnęłam kominiarkę z powrotem, głęboko pod poduszkę. Drzwi do mojego pokoju uchyliły się, posępnie skrzypiąc. Ujrzałam swoją matkę, promieniejącą, jak zwykle. Mimo to, szybko dostrzegłam nutkę zatroskania w jej oczach. - Ktoś bardzo chciałby z tobą porozmawiać...
Byłam zdumiona, ponieważ odkąd pamiętam nigdy nikt mnie nie odwiedzał, żadna z koleżanek. Na co dzień należałam raczej do cichych osób, nie lubiłam tłumów ani nie często zawierałam nowe znajomości. I nikt nie zwracał na mnie szczególnej uwagi.
Nim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, matka uchyliła szczerzej drzwi. Tuż za nią stała stosunkowo niska, drobna brunetka, o śniadej cerze i delikatnych rysach twarzy. Na mój widok uśmiechnęła się pokrzepiająco. Jej strój nie zdradzał zbyt wiele o jej osobie, wyglądała zupełnie zwyczajnie... zbyt zwyczajnie. Nie miałam pojęcia, czego mogłam się w tamtej chwili spodziewać.
- To jest Angelina. Angelina jest psychologiem i... - mama spojrzała na mnie znacząco, zbędnym było pozwolić jej skończyć.
- Och, oczywiście - uśmiechnęłam się niemrawo, robiąc trochę miejsca na łóżku, by Angie mogła spokojnie spocząć.
- Czy mogłaby pani zostawić nas same? - moja matka natychmiast odeszła.
Jej głos był... nadto spokojny, wręcz melancholijny. Mimo to denerwowałam się, nie potrafiłam od tak otworzyć się przed obcym człowiekiem, a dobrze wiedziałam, że właśnie tego będzie ode mnie wymagała.
Nim się obejrzałam, usiadła tuż obok mnie.
- Darcy... wiem, że jest ci ciężko otrząsnąć się po tym wszystkim, mimo upływu czasu, możesz czuć się zagubiona, niespokojna, oraz miewać...
- Koszmary - jęknęłam, spoglądając na nią kątem oka.
- To zupełnie normalne. Nie możesz tłumić tych wszystkich emocji w sobie. Nie wymagam od ciebie, byś od razu zwierzyła mi się ze wszystkiego. Rozmawiałam już z twoimi rodzicami, wspominali mi, że jesteś wyjątkowo wrażliwa i skryta. Jednak jeśli potrzebowałabyś komukolwiek o czymkolwiek powiedzieć... - ostrożnie dotknęła mojego ramienia. Ów dotyk był tak subtelny, że ledwie udało mi się go odczuć.
Mimo, że atmosfera między nami nieco się rozluźniła, nie potrafiłam od tak zabrać głosu i dać upust wszystkim emocjom. Między nami nastała dłuższa chwila ciszy, przesiąknięta resztką naszego skrępowania. Co chwilę to rozwierałam, to na powrót zaciskałam wargi, nie mogąc wydusić z siebie choćby pojedynczego dźwięku. Kontakty międzyludzkie od zawsze sprawiały mi wiele trudności.
- Rozumiem. - podniosła się, po czym sięgnęła do jednej z kieszeni w swojej torebce. - Jednak jeśli miałabyś taką potrzebę, zapraszam cię do mojego gabinetu - wręczyła mi jakiś świstek i odeszła. Była to jej wizytówka, tak sądzę. Był na niej jakiś adres oraz numer telefonu. Położyłam ją na szafce nocnej, tuż obok lampki i westchnęłam pod nosem, w myślach przeklinając swoją idiotyczną nieśmiałość. Kobieta była bezstronna i jako jedyna próbowała ze mną po prostu porozmawiać. Mogłam wyrzucić z siebie wszystko, co do tej pory nie pozwalało mi zaznać choć odrobiny spokoju...
Po południu postanowiłam spędzić trochę czasu z ojcem. Pragnęłam móc znów żyć normalnie, tak po prostu, z dnia na dzień.
Zaproponowałam pracę w ogrodzie. Miałam nadzieję, że spędzając czas czynnie nie będę miała kiedy zaśmiecać sobie umysłu wspomnieniami. Oboje zabraliśmy się za przycinanie różanych krzewów, gdy ojciec podjął próbę nawiązania rozmowy.
- Pamiętasz... razem sadziliśmy tamte drzewa - wskazał dłonią na dwie, średnie jabłonki. - Gdy miałaś dwa, może trzy lata... Wtedy były to jedynie sadzonki, a teraz? Spójrz, jak podrosły! Zupełnie jak ty. Sam nie wiem, kiedy to się stało? - zachichotał, drapiąc się po głowie. W odpowiedzi uśmiechnęłam się półgębkiem.
Wciąż obwiniał się o to, co miało miejsce miesiąc temu. Nie mogłam znieść jego smutnych oczu, dlatego ostatnimi czasy coraz częściej zamykałam się w swoim pokoju. Na co dzień mijamy się bez słowa. Najgorsze jest to, że to nie ja go zawiodłam, to on sam zawiódł siebie. Tak przynajmniej twierdził. Tkwił w przekonaniu, że gdyby nie wypuścił mnie z domu o tak późnej porze, nic by się nie stało... Ale do jasnej anielki, mam siedemnaście lat! To ja powinnam brać odpowiedzialność za własne czyny i ponosić ich konsekwencje, nie on...
- Wiesz tato... - odłożyłam sekator na bok, po czym oparłam się o drewniany płotek, po którym wiły się młode pędy róż. - To co się stało było dla mnie przestrogą. Proszę... zapomnij o tym i pozwól cieszyć mi się tym, że nic mi nie jest, że... cudem przeżyłam - zagryzłam spierzchłe wargi.
- A gdyby nie cud? Nigdy więcej nie zobaczyłbym mojej córeczki, mojej Darcy - w jego oczach rozbłysły łzy. Bez wahania wtuliłam się w niego, niemal od razu. Dawno nie czułam się równie bezpieczna, kochana. Łkał cicho, a ja wraz z nim, poruszona ogromem miłości, jakim mnie darzył.
Zawsze wiedziałam, że moi rodzice mnie kochali, ale wiedziałam to tak po prostu... nigdy wcześniej nie czułam tego równie mocno. Nigdy wcześniej tego nie potrzebowałam, przynajmniej nie tak, jak w tamtej chwili.
- Kocham cię córeczko, nigdy więcej nie pozwolę nikomu cię skrzywdzić - ucałował czubek mojej głowy i otulił szczelnie ramionami, jakby rzeczywiście próbował uchronić mnie przed całym złem tego świata.
- Darcy! - nagle ujrzałam swoją matkę, wyłaniającą się zza drzwi balkonowych, prowadzących na taras - w ręku trzymała pewną rzecz, znajomą... wymachiwała nią zawzięcie. Była wściekła. Zbliżyła się do nas. - Darcy! Co... co to jest!? - wyciągnęła ku mnie dłoń, w której spoczywała kominiarka, którą ukryłam... byłam przerażona. - Co to ma znaczyć!?
- Przeszukiwałaś moje rzeczy!? - nie umiałam jej tego wyjaśnić, więc postanowiłam grać zbuntowaną nastolatkę.
- Zmieniałam pościel w twoim pokoju, a pod poduszką znalazłam to! Wyjaśnisz mi to!? - cała się trzęsła. Nawet ojciec odsunął się ode mnie i stanął tuż obok niej. - Znałaś ich? A może masz z nimi coś wspólnego? Dlatego odmówiłaś zeznań! - złapała się za głowę. Oboje przeszywali mnie wzrokiem, jak przestępce... znów poczułam się samotna.
- Nic nie rozumiesz, przepraszam - wyrwałam jej kominiarkę z ręki i pobiegłam w stronę furtki, prowadzącej na ulicę, tuż za domem. Chciałam po prostu uciec, jak najdalej.
Co mogłabym im powiedzieć? Ponad wszystko pragnęłam ich chronić, a zeznawać przeciwko przestępcom to jak samobójstwo... Miałam mętlik w głowie.
Długo jeszcze wśród szumu drzew nasłuchiwałam ich nawoływań. Wiedziałam, że będą się martwić, ale jak nigdy wcześniej, miałam ochotę na rozmowę z kimś zupełnie obcym. Na ucieczkę od tego, co mnie w tamtej chwili otaczało.
Oczyma wyobraźni usilnie próbowałam wrócić do sceny, w której obracam wizytówkę Angeliny w dłoniach. Starałam się odtworzyć adres, na niej widniejący. I udało mi się to, po wielu próbach, zapewne ze względu na to, że ową ulicę znałam.
Przemierzałam kolejne alejki, wśród smukłych drzew, gdy niebo spowiły gęste, ciemne chmury, z których powoli zaczęły sączyć się pojedyncze krople wczesnojesiennego deszczu. Naciągnęłam na głowę kaptur i przyśpieszyłam kroku, oczyma błądząc między kolejnymi, sklepowymi witrynami. Jedna z nich wyjątkowo przykuła moją uwagę. Zatrzymałam się więc przy szybie, niczym zaczarowana, wodząc wzrokiem po kolejnych linijkach tekstu jednego z ogłoszeń w lokalnej gazecie - zaginęła jakaś nastolatka. Była niezwykle urodziwa, znałam ją. Uczęszczałyśmy do jednego liceum. Pamiętam ją dobrze, wobec mnie zawsze była miła i życzliwa, choć nie znała mnie, jednak w ostatnich miesiącach zachowywała się dość... dziwnie. Wciąż trzęsły się jej dłonie, stała się wyjątkowo nerwowa...
Westchnęłam i już miałam odejść, gdy zauważyłam dość intrygujący artykuł, tuż pod ogłoszeniem o zaginięciu. Nosił tytuł Zaginiony.
Wciąż pamiętamy o pożarze, który wybuchł w prywatnej kamienicy Thomasa Borrisona, naszego ówczesnego burmistrza. 21 sierpnia pod jej ruinami znów rozbłysło wiele świec, w tym roku bowiem minęło piętnaście lat od tamtego wydarzenia, jednak wciąż nie wiadomo co stało się z jego synem, Lucasem. Nie znaleziono ciała chłopca, zaginął bez śladu... Na tutejszym cmentarzu rada miasta postawiła symboliczny grób dla chłopca. Mimo upływu czasu wciąż jesteśmy poruszeni tą tragedią.Nagle ktoś zapukał w szybę, przez co ze strachu omal nie doświadczyłam palpitacji serca. Był to zapewne sprzedawca. Krzyczał coś niezrozumiałego, zapewne żądał, bym, nim zacznę czytać gazetę, najpierw ją nabyła. Odeszłam natychmiast, zważywszy na gapiów, obecnych w sklepie. Moje policzki zapłonęły żywym ogniem.
Nim się obejrzałam rozbłysły pierwsze uliczne latarnie, a świat powoli spowijał mrok. Przystanęłam przy jednym ze słupów informacyjnych, by złapać oddech. Tuż obok dwóch policjantów prowadziło między sobą dość burzliwą konwersację.
- Daj już z tym spokój! Jesteś nowy, rozumiem, że się przejąłeś, jednak powinieneś spasować. Wszyscy mamy po dziurki w nosie tych twoich urojeń.
- Allen, nic nie rozumiesz... ten chłopak, który napada na sklepy... spójrz na niego! Wygląda jak młody Borrison, przyznaj! - kątem oka obserwowałam ich. Jeden chwycił jakąś kartkę i podekscytowany, wymachiwał nią tuż przed jego nosem.
- No, przyznaję i co? Chcesz wszystkim wmówić, że Thomas wstał z grobu?
- Nie! Ale... przecież... ten jego syn. Nikt nie odnalazł ciała, więc może mały wydostał się z budynku i panoszy się po mieście?
- Przez piętnaście lat? Bug, daj już z tym spokój i wsiadaj do radiowozu - usłyszałam szelest papieru. Mężczyzna wyrzucił świstek do pobliskiego kosza.
Drzwi trzasnęły dwukrotnie i po chwili samochód zniknął za zakrętem.
Gdy upewniłam się, że wokół mnie nie ma żywej duszy, podeszłam wolnym krokiem do śmietnika i wsunęłam rękę do jego wnętrza. Było to dość obrzydliwe, jednak ów sprawa wydawała mi się dziwnie interesująca...
Dłonią wymacałam pomięty papier i natychmiast go wyciągnęłam. Odwinęłam go ostrożnie i przyjrzałam się portretowi pamięciowemu, który na nim widniał... Moje serce na moment zaprzestało bicia.
To on, rozmawiali o nim - jęknął umysł.
W oczy rzucił mi się napis, tuż nad rysunkiem - Poszukiwany! Był... młody. Bardzo młody. Cóż, jedno wiedziałam na pewno. Mimo, że dotąd jego rysy twarzy nie łatwo było mi odtworzyć w pamięci... ten wzrok poznałabym wszędzie. Żaden inny nie był równie dziki, tajemniczy...
Nagle usłyszałam jakiś szelest, tuż za mną. Poczułam na sobie czyjeś spojrzenie. Odwróciłam się gwałtownie, jednak nikogo nie udało mi się dostrzec... Prędko zgniotłam ów świstek i wyrzuciłam go do kosza, po czym odeszłam stamtąd pośpiesznie.
Do gabinetu dotarłam w oka mgnieniu, lecz gdy weszłam do środka, zauważyłam, że w poczekalni zebrał się dość spory tłum. Cóż, powinnam spodziewać się takich rewelacji. Nie tylko ja potrzebowałam, by ktoś poświęcił mi odrobinę uwagi.
Nieco zrezygnowana, przysiadłam na plastikowym, składanym krześle, gdzieś w rogu i oparłam się wygodnie, po czym obmacałam kieszenie swoich spodni oraz bluzy w poszukiwaniu przedmiotów, którymi mogłabym zająć dłonie i umysł, w oczekiwaniu na swoją kolej.
- Cześć - niespodziewanie obok mnie znalazła się nieznajoma dziewczyna. Omiotłam ją wzrokiem i stwierdziłam, że mogła by być moją rówieśniczką. Miała jasne blond włosy, związane w dwa dobierane warkocze, po obu stronach głowy, co nieco ją odmłodziło. Jej cera była wyjątkowo blada, wręcz alabastrowa. Nie wyglądała na dziewczynę stroniącą od używek. Uśmiechała się życzliwie, przypatrując mi się uważnie, swymi wielkimi, zielonymi oczyma.
- Cześć.
- Chyba jesteś tu pierwszy raz, co? Nie widziałam cię tu nigdy wcześniej - zagryzłam dolną wargę.
- Tak, pierwszy raz - schyliłam nieco głowę, by ukryć twarz za kurtyną ciemnych loków.
- Daj spokój, każdy z nas w pewnym momencie może nie dać sobie z czymś rady. Nie wstydź się uczuć, bo to tak, jakbyś wstydziła się bycia prawdziwym - w pewnym momencie złapała mnie za dłoń. Uśmiechnęłam się półgębkiem.
- Dziękuję - udało mi się wykrztusić.
- Daj spokój! - zaśmiała się, po czym wysunęła ku mnie drugą dłoń. - Jestem Amy, a ty? - uścisnęłam ją.
- Darcy... - szepnęłam nieśmiało. Zbliżyła ku mnie swoją twarz.
- Wiem, dlaczego tu jesteś - nasze spojrzenia natychmiast się spotkały. - Widziałam cię w gazecie - rzekła, nim zdążyłam cokolwiek powiedzieć.
- W jakiej gazecie? - jęknęłam.
- No... w lokalnej! Byłaś świadkiem napadu na ten mały sklepik... czytałam o tym. Wiesz, rzadko kiedy ktoś uchodzi z tego z życiem. Kto wie jacy psychole się tu panoszą - rozejrzała się po pomieszczeniu. - Pisali, że odmówiłaś zeznań. Co tam się stało? Kim oni byli? - uniosła nieco głos, a ludzie wokół nas natychmiast zwrócili ku nam zaintrygowany wzrok.
- Nie chcę o tym rozmawiać - mruknęłam cicho, zasępiając się.
Wydawała się taka cudowna, ale najwyraźniej i ona mało wiedziała o świecie.
- Och, proszę! Mieszkam na ulicy, znałam takich, jak oni... gdybym tylko mogła, przetrąciłabym każdego z nich, po kolei... powiedz mi, jak się nazywali? - w jej źrenicach rozbłysły iskry.
- Jeden z nich... - zbliżyłam usta do jej ucha, jednocześnie łypiąc oczyma to na jednego, z obecnych, to na drugiego. - Nazywał się Deathly.
Zamarła.
- C...co - natychmiast zadrżała.
- Panna Woodland... zapraszam! Proszę, wejdź - nagle z gabinetu wyłoniła się Angelina, zobaczywszy mnie, uśmiechnęła się i natychmiast zaciągnęła do siebie. Zostawiłam Amy samą, przerażoną. Jej nastrój mnie również się udzielił. Bardzo chciałam nie wiedzieć, dlaczego tak zareagowała.
- Usiądź.
Posłusznie wykonałam jej polecenie, zajmując miejsce tuż przy biurku, ona natomiast spoczęła naprzeciw. Byłam nieco poddenerwowana, splotłam więc dłonie i ułożyłam je na kolanach.
- Przyszłaś, by porozmawiać, prawda? - chwyciła notes oraz długopis.
- Tak... tak, chociaż... nie. Potrzebuję rady, od pani - przełknęłam ślinę, po czym kontynuowałam, odgarniając drżącą dłonią niesforny kosmyk, za ucho. - Czy poświęciłaby pani bezpieczeństwo swoich bliskich dla bezpieczeństwa innych, obcych dla pani ludzi? - uniosłam, dotąd spuszczony, wzrok. Wpatrywała się we mnie, nieco oniemiała.
- Wiesz... ja... - zastygła w bezruchu.
Przez dłuższą chwilę przypatrywałam się krajobrazowi tuż za oknem, zupełnie ignorując to, co działo się wokół mnie. Mimo ciemności, wśród kilku drzew dostrzegłam postać, obserwującą mnie. W pewnej chwili zniknęła...
Podniosłam się.
- Przepraszam, nie powinnam w to pani mieszać. Nie powinnam tu w ogóle przychodzić - szybkim krokiem opuściłam najpierw gabinet, później poczekalnię. Nie potrafiłam poradzić sobie z narastającym stresem. Czułam, jak narzucona przez nich pętla wciąż zaciska się na mojej krtani.
- Darcy! - odwróciłam się, dostrzegłam ją z oddali, Amy... Jednak jedynie przyśpieszyłam, naciągając kaptur na głowę. Co chwilę słyszałam tylko pluski, wadząc o kolejne kałuże. - Darc... - nagle jej nawoływania ustały. Zatrzymałam się, tuż przy jakimś cichym zaułku, spoglądając za siebie. Zniknęła. Jakby rozpłynęła się w powietrzu...
Po mojej skórze przeszedł dreszcz. Powiało grozą.
Już miałam odejść, gdy nagle nastąpiła nieodparta, nieograniczona ciemność. Z moich ust wydobył się pisk. Ktoś narzucił worek na moją głowę, obezwładnił mnie zupełnie. Zaczęłam się wyrywać, wierzgać nogami, nie panowałam nad własnym ciałem. Nagle uniosłam się w powietrze i zostałam wrzucona do tajemniczego, małego pomieszczenia. Stalowe ścianki otoczyły mnie z każdej strony. Moje krzyki i nawoływania cichły wśród tych ścian.
Byłam w bagażniku.
Samotna.
Bezbronna.
Byłam w niebezpieczeństwie.
nie umiem pisać komentarzy także tylko powiem, że twój blog jest świetny. fajna fabuła i wg. kocham ! ♥
OdpowiedzUsuńI jest w końcu długo wyczekiwany przeze mnie rozdział! Codziennie sprawdzałam czy nie dodałas czegoś nowego, aż w końcu- proszę, mamy drugi rozdział.
OdpowiedzUsuńSzkoda mi trochę Darcy, że musi tak to wszystko znosić. I ta jej nieśmiałość przez którą nie może sobie poradzić w życiu. Bardzo zaciekawiła mnie reakcja Amy na słowo (a raczej imię) Dealthy. Zastanawiałam się nad tym, czy może ona nie jest zamieszana w te "ciemne interesy". Już myślałam, że tylko tyle będzie w tym rozdziale, a tu proszę! Napad na Darcy i schowanie ją do bagażnika. Strasznie zżera mnie ciekawość, co będzie dalej. :)
Pisz szybko kolejny rozdział. :)
Mam nadzieję, że wpadniesz do mnie i także skomentujesz. :)
forever-aye-lost-amaryllis.blogspot.com
Ja już nie wiem co mam pisać. Po prostu załamię się i zakończę swoją "karierę" bo to bez sensu.. Piszesz tak zajebiście, że aż brakuje mi słów aby to opisać. Wszystko perfekcyjnie, wczuwam się w co co dzieję się w opowiadaniu.. No nie wiem co powiedzieć. Wybacz, ale nawet nie wiem już co piszę. Czekam na kolejny bo tylko to mi pozostało. ;3
OdpowiedzUsuńwww.ruiny-wspomnien.blogspot.com
PS. Tak. Wiem, że wielokropek to 3 kropki, ale ja zawsze piszę sobie tak o ;)
Aby się tylko Ciebie znowu o te kropki i przecinki nie czepiali :D
Usuńczekałam na ten rozdział :)jest świetny :D
OdpowiedzUsuńczekałam na ten rozdział :D jest naprawdę świetny, mam nadzieję, że nie stracisz chęci do pisania, trzymam kciuki i wyczekuję następnego
OdpowiedzUsuńPróbowałam się zabrac za szablon dla ciebie, ale niestety nie mogę dopasowac zdjęc. Mogłabyś przesłac jakieś inne? Bo niestety te, które podałaś nie nadają się.
OdpowiedzUsuń[szablonownica/uszati]
W jakim sensie nie nadają się? Informacja niezbędna, abym wiedziała pod jakim kątem zwracać uwagę na zdjęcia :)
UsuńUmarłam i zmartwychwstałam. Poważnie. Ten rozdział jest... niesamowity! Gdy go czytałam czułam wszystkie emocje towarzyszące Darcy i czułam się jakbym to była ja. Już pokochałam Lucasa, ciekawi mnie jego historia.
OdpowiedzUsuńUwielbiam wszystkie Twoje opowiadania, ale to z pewnością pokocham najbardziej! Piszesz wspaniale, masz do tego prawdziwy talent. Proszę Cię, nie zmarnuj tego. Chciałabym kiedyś będąc w księgarni kupić książkę Twojego autorstwa. :)
Z niecierpliwością czekam na rozdział trzeci!
Pozdrawiam i życzę weny.
:3
OdpowiedzUsuńMatko, świetne te Twoje opowiadanie! Już zaraz na jednym ze swoich blogów dodam link do Twojej strony w zakładce "ulubione blogi" ! Bardzo, bardzo mi się podoba. Fabuła jest świetna, styl pisania doskonały!
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że trzeci rozdział pojawi się szybko, bo czekam na niego z niecierpliwością.
Pozdrawiam!
http://przyszlosc-to-przeszlosc.blogspot.com/
http://przyszlosc-to-przeszlosc.blogspot.com/
Po pierwsze - świetny szablon, bardzo podoba mi się kolorystyka, tło i oczywiście śliczna Lily Collins. Mimo wszystko, miałabym tutaj jedno, malutkie "ale". Z góry przepraszam za to, co napiszę. Szablon, jak pisałam bardzo mi się podoba, jednak moim zdaniem nie pasuje odrobine do fabuły opowiadania. Na Twoim miejscu dodałabym szablonowi więcej grozy, nutki niebezpieczeństwa, może tajemniczości, tego wszystkiego, co zawarłaś w prologu. Oczywiście, to tylko moje zdanie i mogę śię mylić, w końcu to Ty jesteś autorką bloga i opowiadania i wiesz najlepiej, jak ma to wszystko wyglądać.
UsuńPo drugie - dawno już nie spotkałam się z tak ogromnym talentem pisarskim. Nie wiem dziewczyno ile masz lat, ale czytałam już wiele blogów, sama również od jakiegoś czasu zaczęłam przygodę z pisaniem i muszę wyznać, że do tej pory nie przeczytałam tak świetnie napisanych rozdziałów. Składnia, interpunkcja, słownictwo, płynność, przejrzystość, opisy uczuć, wyglądu, gestykulacji - mistrzostwo! Po prostu nie ma się do czego przyczepić, może w niektórych momentach powinnaś bardziej skupić się na akcji, choć w sumie mi nie przeszkadza rozległa opisówka.
Po trzecie - spotkałam się już nie raz z podobną fabułą, ale w ogóle mnie to nie zraża. Nie liczy się sam pomysł, a wykonanie i odpowiednie podejście do danego tematu, a Tobie wyszło to wyśmienicie. Wyraźnie zakreśliłaś charakter bohaterów, nie są mdli, przewidujący, a ciekawi i interesujący. Podoba mi się również to, że wstawiasz cytaty, tak jakby przewodnia myśl rozdziału. Świetny pomysł.
Darcy pojawiła się w niedpowiednim miejscu o nieodpowiedniej porze i była świadkiem napadu, co więcej - została zauważona przez jednego z przestępców i miała z nim bliskie spotkanie. Na tyle bliskie, że doświadczyła jego dotyku na swoim ciele, skosztowała jego ust i...zobaczyła jego twarz - to ostatnie niezbyt mu się spodobało. Ta cała scena wywołała u mnie masę emocji - podniecenie i strach i były dominujące. Po wszystkim schowała jego kominiarkę, odmówiła zeznań. Wydaję mi się, że to spotkanie z Deathlym na zawsze odmieniło jej życie. Ponadto dziewczyna mimo przerażenia, strachu, zdezorientowania i innych, negatywnych emocji - obdarowała chłopaka jakimś dziwnym uczuciem. Nie mówię tu od razu o miłości, ale fakt, że go nie wydała nie jest jedynie objawem niepokoju o swoje i rodziny, życie. Lucas okazał się synem byłego burmistrza, który zginął w pożarze. Ciekawi mnie bardzo jego przeszłość i to, co działo się z nim po tym feralnym dniu. I kim była zapoznana w poczekalni Amy? Czyżby należała do znajomych Lucasa? Zdziwiła mnie bardzo jej reakcja. No i na końcu porwanie Darcy. Boziu, nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału! Życzę Ci ogromnych pokładów weny, kupę wolnego czasu na pisanie i worek pomysłów! Tego ostatnie na pewno Ci nie zabraknie!
Pozdrawiam i liczę na szybki rozdział :))) :*
Jeśli chodzi o szablon - oczywiście, nie pasuje do fabuły, ponieważ jest przejściowy. Bardzo Was przepraszam, ale na szablon tematyczny będę jeszcze trochę czekała, nie chcę poganiać szabloniarki. I tak ma wiele na głowie! :)
UsuńBardzo dziękuję za te miłe słowa, nawet nie wiesz ile to dla mnie znaczy! Po prostu zaniemówiłam, po przeczytaniu tego komentarza. Moja samoocena diametralnie poszła w górę! :)
Tak właśnie myślałam, że może być to przejściowy szablon. Ciekawa jestem, jaki będzie ten odpowiedni do opowiadania. Jeśli tak świetny, jak twój talent pisarski, to nie będę mogła odczepić od niego wzroku ;)) Twoja samoocena powinna być bardzo wysoka, bo piszesz genialnie. Nie słodzę, nie podlizuję się, piszę to, co myślę :) Pozwolę sobie zapytać...kiedy przewidujesz następny rozdział?
UsuńPrzyznam szczerze, że mam pewną wizję szablonu, ale mimo wszystko w pełni oddaję się w ręce szabloniarki, która ma go wykonać. W stu procentach jej ufam, szablony, które tworzy są wspaniałe!
UsuńMiło jest słyszeć coś takiego i nie pomyślałam ani przez chwilę, że mogłabyś słodzić :)
Hmmm... nie lubię nic obiecywać, w tym tygodniu mam wycieczkę, a jeszcze nie jestem do końca pewna co chciałabym umieścić w kolejnym rozdziale... mam nadzieję, że zrozumiecie, jeśli i na ten przyjdzie poczekać nieco dłużej :)
<3
OdpowiedzUsuńJak dla mnie świetny rozdział :) nie mam żadnych zastrzeżeń! Będę tu częściej zaglądać i mam nadzieje ze kolejny rozdział będzie niebawem :> Czekam z niecierpliwością i całuję.
OdpowiedzUsuńMiło by również było gdyby ci się spodobał mój rozdział i zostawiła byś po sobie ślad w postaci szczerego komentarzu :)
http://just-us-and-this-sick-world.blogspot.com/2013/05/rozdzia-pietnasty.html
pozdrawiam i życzę weny nieznajoma :*
Suuuper ;)
OdpowiedzUsuńmoze byc,ale szalu nie ma
OdpowiedzUsuńKrytyka powinna być konstruktywna :)
UsuńNowy odcinek + informacje na http://thisisourdestination.blogspot.com/ - zapraszam :) A co do odcinka podobał mi się i już lubię Twój styl pisania :) x
OdpowiedzUsuńTak jak myślałam, jesteś świetną pisarką. Słowa nie mogą wyrazić tego co czuję. Nie wiem jak to ująć? Niesamowity? Możliwe. Życzę Ci powodzenia w pisaniu!
OdpowiedzUsuń+
Na now-she-is-broken pojawił się pierwszy rozdział. Nie wiem, czy mam Ciebie informować, jednak zostawiłaś adres bloga pod rozdziałem ;)
Gorąco zapraszam do czytania i przeczytania "od autorki". :D
W wolnych chwilach zachęcam do zaglądnięcia na http://obronca-zycia.blogspot.com - jest to mój kolejny blog z opowiadaniem. Bardzo prosiłabym o szczere komentarze ;)
http://now-she-is-broken.blogspot.com
Hej! Kiedy pojawi się kolejny rozdział? Oczywiście nie chcę ponownie nalegać, tak tylko pytam, kiedy mniej więcej możemy się go spodziewać...;))
OdpowiedzUsuńHm... nie chcę nic obiecywać, w najbliższych dniach :)
UsuńHej ;) Tu znowu ja! :D Jestem teraz na gg i z pewnością będę jeszcze przez kilka godzin. Jakbyś miała chwilę, to wejdź na gadu, chciałabym zadać Ci kilka pytań odnośnie bloga;) I przepraszam, że Cię męczę!:P Jak odczytasz ten komentarz, to możesz go usunąć.
UsuńPozdrawiam, Ewelina.
Zostałaś nominowana do "Liebster Award" :)
OdpowiedzUsuńWięcej informacji tutaj: http://darkside-tlumaczenie.blogspot.com/2013/05/liebster-award.html
Pozdrawiam! :)
Bardzo dziękuję za nominację, ale nie biorę udziału w takich rzeczach :)
Usuńczekam od prawie miesiąca na nowy rozdział , no prosze Cie..
OdpowiedzUsuńJa wiem, wiem, jestem zła i okrutna, ale szkoła nie pozwala mi myśleć o niczym innym niż sobie :<
OdpowiedzUsuńno proszę , jeden krótki rozdział , miej serce
OdpowiedzUsuńBoże... jak to czytam to mam takie emocje ! Bardzo Cię wszyscy prosimy o chociaż króciutki rozdział :)
OdpowiedzUsuńNie, nie, nie!!! Proszę nie opuszczaj tego bloga! To jest coś niesamowitego! Już od dawna nie czytałam takiego arcydzieła. A na dodatek nie mam zielonego pojęcia co będzie dalej, co podnieca mnie jeszcze bardziej. Oczywiście opowiadanie dodaję do obserwowanych. A Ciebie zapraszam do przeczytania mojego nowego opowiadania na http://following-liars.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Kolejny miesiąc czekam na nowy rozdzial i chyba zaraz w końcu niewyrobie! Proszę chociaż coś krótkiego proszę !
OdpowiedzUsuńMoże i was zaniedbuję, ale nigdy o was nie zapomnę :) Spokojnie, jestem w trakcie tworzenia.
UsuńPrzepraszam, że piszę tutaj, ale chcę Cię zaprosić na drugi rozdział na http://following-liars.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńNie wiem czy mam Cię informować?